Godło Tadżykistanu

Flaga Tadżykistanu

W Tadżykistanie rozpoczęła się akcja na miarę wielkich przedsięwzięć socjalizmu. Władze wezwały obywateli do kupowania udziałów we wznoszonej przez władze hydroelektrowni w Rogunie. Władze zmuszają obywateli do wspierania przedsięwzięcia, z którego wycofali się zagraniczni inwestorzy.

6 stycznia zaczęła się sprzedaż 5 mln akcji wartych 1,4 mld. dol. Świadectwa można kupić w 580 punktach w całym kraju. Władze stolicy zorganizowały gigantyczny festyn, by zachęcić mieszkańców do ich kupowania. Były występy zespołów ludowych i darmowe jedzenie. Dobry przykład dał mer Duszanbe i jako pierwszy kupił pakiet akcji.

Dyrektorka pewnej prywatnej szkoły rozentuzjazmowana wyznała portalowi Fergana.ru, że "nasz kolektyw kupił akcje za 2,5 tys. somoni (ok. 600 dolarów). Swój skromny wkład wnieśli także uczniowie".

Ministerstwo Finansów poinformowało, że tylko pierwszego dnia obywatele kupili akcje za ponad 90 milionów dolarów.

W przeddzień sprzedaży prezydent Emomali Rahmon przekonywał rodaków: "Rogun to nie tylko źródło światła, to także narodowa duma, moc i potęga naszego państwa".

Budowa hydroelektrowni w Rogunie jest rzeczywiście wyjątkowo ważna dla kraju, w którego wielu regionach światło jest tylko przez kilka godzin dziennie. Tadżykistan, oprócz wody górskich rzek, nie ma żadnych źródeł energii. Zależy od dostaw gazu z Uzbekistanu i Turkmenistanu. Gdy pod koniec zeszłego roku Uzbekistan wycofał się ze wspólnego środkowoazjatyckiego systemu energetycznego, dostawy te zostały zagrożone.

- Rogun rozwiązałby nasze wszystkie ekonomiczne problemy - mówił Radiu Wolna Europa tadżycki inżynier Nikołaj Sawczenkow. - Zaspokoilibyśmy własne potrzeby energetyczne, a także moglibyśmy eksportować prąd do Afganistanu, Pakistanu i Kirgizji.

To właśnie Sawczenkow był szefem projektu budowy elektrowni, który rozpoczęto jeszcze w latach breżniewowskiej prosperity, gdy Tadżykistan był republiką ZSRR. Rogun miał dostarczać 3,6 mld kilowatogodzin elektroenergii. Zapora na rzece Wachsz miała mieć wysokość 335 metrów, co uczyniłoby z niej najwyższą tamę świata. Gdy jednak w połowie lat 80. w ZSRR nastał kryzys, projekt zawieszono.

W 2007 roku władze Tadżykistanu postanowiły wznowić budowę. Szacowany koszt jej dokończenia waha się między 2 a 6 mld dol., gdy roczny budżet republiki nie przekracza 2 mld, dlatego rząd potrzebował inwestora z zagranicy. Do współpracy namawiał Rosję, ale Moskwa chciała 51 proc. udziałów w przedsięwzięciu. Domagała się też, by na budowę zgodziły się inne kraje regionu. Natychmiast sprzeciwił się Uzbekistan, twierdząc, że tama pozbawi wody tamtejsze pola upraw bawełny.

Pozbawiony wsparcia Rosji jesienią Tadżykistan postanowił zaangażować do finansowania operacji swoich obywateli. Pomysł wydaje się absurdalny. By wykupić 5 mln akcji każdy z ponad 7 mln mieszkańców Tadżykistanu (także dzieci i emeryci) musiałby przeznaczyć na to po trzy średnie krajowe pensje. A ponad połowa mieszkańców kraju żyje na progu ubóstwa.

Jednak rządzący od 18 lat prezydent Rahmon lubi stawiać na swoim. Gazety ogłosiły konkursy na najpiękniejsze wiersze sławiące projekt budowy. Media doniosły nawet o dziecku nazwanym Rogun, na cześć hydroelektrowni. Mobilizację ogłoszono na uczelniach, w państwowych zakładach pracy i prywatnych firmach. Proszący o anonimowość wykładowca akademicki wyznał portalowi Eurasianet.org, że administracja jego uczelni kazała każdemu wykładowcy wykupić pakiet, a także rozlicza ich z akcji kupionych przez studentów. Każdy z nich powinien wyłożyć co najmniej 23 dolary. Dla żaków ta suma to koszt ich kilkutygodniowego utrzymania.

Rząd zapewnia, że dziś wykupione akcje będą w przyszłości na wagę złota, ale trudno w to uwierzyć. W 1996 r. rząd ogłosił już podobną akcję. Obywatele kupowali udziały w innej elektrowni, którą potem odsprzedano Rosjanom. ¯aden z akcjonariuszy nigdy nie zobaczył obiecywanej dywidendy.

Burzy się tadżycka opozycja. Rahmatullo Zoirow, przywódca Socjaldemokratycznej Partii Tadżykistanu, uważa, że promowana przez rząd zbiórka jest niemoralna. - Władze nie powinny liczyć na pieniądze mieszkańców, bo większości na to nie stać - mówił na konferencji prasowej na początku grudnia.

Władze jednak nic sobie nie robią z protestów opozycji. W zbieraniu środków na budowę elektrowni wykazują zaskakującą kreatywność. Parlament uchwalił m.in. prawo zezwalające właścicielom prywatnych aut na zaciemnienie szyb. Opłaty za zezwolenie na to także będą szły na budowę Rogunu. Mimo tych wszystkich zabiegów wysiłek może okazać się zbyteczny. Nawet jeśli uda się zebrać całą potrzebną do budowy hydroelektrowni sumę, Tadżykistan nie będzie w stanie dokończyć jej własnymi siłami, bo brakuje mu specjalistów. Nie da się też tej budowy dokończyć, nie transportując potrzebnych materiałów przez terytorium Uzbekistanu. A skłócony od lat z Tadżykistanem Uzbekistan zrobi wszystko, by nie pozwolić swojemu biedniejszemu sąsiadowi uniezależnić się od siebie.

  Autor: Tomasz Mróz; Źródło: wyborcza.biz